piątek, 11 kwietnia 2014

Jak to w odpust dawniej bywało...

Odpust 16 sierpnia, wspomnienie liturgiczne św. Rocha, to najważniejszy dzień dla naszej parafii... Dawniej (poprzez dawniej mam na myśli jakieś 10-15 lat temu) czekało się na ten dzień cały rok. Uroczysta Msza Święta, licznie zgromadzeni księża, tłumy wiernych w i przed kościołem, kolorowe stragany, karuzele... No właśnie... Tak to widzimy teraz, ale jak bywało dawniej (poprzez dawniej mam na myśli 152 lata temu).

Był 16 sierpnia 1862 r. i jak co roku mieszkańcy parafii Brochów tłumnie zmierzali do świątyni, aby uczestniczyć w tym corocznym, niezwykłym święcie. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że parafianie wiedzieli już, że tym razem ten odpust będzie się różnił od innych. Oni już wiedzieli, że 15 sierpnia około godz. 19.30, przybył do Brochowa niezwykły gość - arcybiskup metropolita warszawski Zygmunt Szczęsny Feliński. Mieszkańcy Brochowa i okolicznych miejscowości przywitali swojego Pasterza, rzucając mu pod nogi zielone gałązki i polne kwiaty. Po wysłuchaniu podniosłej przemowy powitalnej księdza proboszcza, arcybiskup Feliński został odprowadzony przez dzieci ze szkoły elementarnej (!) do dworu Władysława Lasockiego. Dziedzic, który dla poratowania zdrowia wyjechał za granicę, na gospodarza wyznaczył swojego barta, ks. Zygmunta Lasockiego. 

Głównym celem wizyty Arcypasterza był Sakrament Bierzmowania, którego udzielał w asyście blisko 40 kapłanów. Ze względu na ogromne rzesze wiernych, które miały być bierzmowane, uroczystość przełożono na niedzielę 17 sierpnia. Ogółem, sakramentu udzielono 3 380 osobom. Jeszcze w poniedziałek, w ostatnim dniu wizyty, do Sakramentu Bierzmowania przystąpiło 1000 osób. Arcybiskup cały dzień przyjmował potem wiernych w dworskim ogrodzie. Najbardziej zadowolony był z postępów dzieci z miejscowej szkoły (!) w nauce religii, za co gorąco podziękował opiekunowi szkoły, ks. Zygmuntowi Lasockiemu. Nikogo nie zostawiał przy tym bez pobożnego podarunku. Błogosławił również chorych, kalekich, czy maleńkie dzieci przyniesione przez matki. Nie dziwi zatem fakt, że moment jego wyjazdu był najsmutniejszym momentem całego pobytu. Parafianie całowali jego szaty i rzucali mu się do nóg. Arcybiskup Feliński z trudem dostał się do karocy. Jeszcze w drodze powrotnej spotykał tłumy okolicznej ludności na wozach, która zmierzała do Brochowa w nadziei, że jeszcze zdąży pożegnać swojego Pasterza. Nawet wobec nich nie mógł przejść obojętnie i jeszcze zatrzymywał się po drodze i błogosławił. Wreszcie, wierni zobaczyli znikającą w oddali karetę arcybiskupa. Tak zakończył się ten niezwykły czas odpustu w parafii Brochów. 

[Pamiętnik Religijno-Moralny : czasopismo ku zbudowaniu i pożytkowi tak duchownych jako i świeckich osób / [red. Antoni Hlebowicz], nr 9 (1862)]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz